Splatanie sensów

Dawna definicja tkaniny „pruje się” – na szczęście – bo materiał przestaje być podstawą kwalifikacji danego dzieła do tej dziedziny sztuki; istotniejszy staje się sam proces splatania znaczeń. Stąd odważne, nietuzinkowe wybory tworzyw, z których powstały prace wysyłane na konkurs zorganizowany w ramach V Biennale Tkaniny Artystycznej w Poznaniu. Nie dominuje już tkanina jako taka, ale samo przeplatanie, zszywanie, wyszywanie, łączenie, wiązanie, będące jednak wtórne wobec „tkania” sensów. Pokonkursowa wystawa zaprasza oglądające osoby w podróż, która przywraca widzialność temu, co zasłonięte, upchnięte głęboko, zamiecione pod dywan. Fascynująca podróż po nitce do…

Spod kołdry, zza zasłony

Tkanina, kojarzona z tym, co bliskie – niezbędna do szycia ubrań, pościeli, obrusów, osłaniająca ciało lub nadająca miękkości i przytulności wnętrzom, w wielu pracach została wykorzystana przez osoby artystyczne w sposób paradoksalny, wytrącając mnie jako oglądającą ze stereotypowych przekonań o ich przeznaczeniu.

Tania Bakum, artystka z Ukrainy, używa białej pościeli do przedstawienia ruin bloków po bombardowaniach („Zanim skończy się świat, umyję jeszcze okna”), jakby zadawała pytanie postronnym oglądającym: czy da się spać spokojnie, gdy trwa ta wojna? Czy jednak tylko mieszkańcy Ukrainy nie mogą spać spokojnie? A może to jest wizualny komentarz do nas wszystkich, którzy usypiamy, bo ta wojna trwa już tak długo? Jest w tym jednak również bunt: umyć okna, chociaż za chwilę może skończyć się świat, to pielęgnować codzienność, za wszelką cenę, bo być może te małe codzienne czynności są „ratowaniem kawałka świata”?

Kiedyś na oknach wieszało się zazdrostki, ażurowe zasłonki, chroniące wnętrze przez wścibskim okiem. Szydełkowano na nich różnego rodzaju motta, które jak zaklęcia miały być przesłaniami, dodatkowo „otulającymi” dany dom. „Home Sweet Home” Marty Chudy (wyróżnienie w konkursie) zderza nasze oczekiwanie wynikające z tytułu z napisem na zazdrostce: „Home is where the trauma is”, pozbawiając złudzeń, że dom jest zawsze miejscem bezpiecznym. Tym samym uruchamia we mnie inne skojarzenia: zazdrostka może przed ludzkim okiem chronić tego, który dopuszcza się przemocy domowej, zasłaniać świat, drogi wyjścia z piekła, być jak krata, jak dusząca zasłona.

Grę z formą makatki wyszywanej haftem krzyżykowym podejmuje w „Dolinie Śmierci” Małgorzata Mycek. Kawałek tkaniny, zawieszany kiedyś w kuchni dla uprzyjemnienia wnętrza, często z hasłami typu „Kto rano wstaje, temu Pan Bóg daje”, posłużył tym razem do stworzenia obrazu cmentarzyska zwierząt po opuszczonym PGR-ze. Artysta (należący do społeczności LGBTQIA+) deklaruje, że interesuje go ludowa historia peryferii. Z daleka wydaje się, że widzimy zwierzęta, drzewka, ptaki – jak na sielankowej łące. Wystarczy się jednak nieco zbliżyć, by zobaczyć, że nic się nie zgadza: dostrzegamy trupie czaszki i niebo zaznaczone czarną nitką. Makatka staje się epitafium i zderzeniem światów: człowieka wyzyskującego zwierzęta i tych drugich, pozbawionych głosu. Oglądający mogą sobie zadać pytanie: co by się stało, gdyby powiesić tę makatkę w kuchni?

Wcielenia, odcieleśnienia

Naturalnym tematem związanym z pojęciem tkaniny jest ciało, które od niemowlęctwa owijamy, by chronić je przed chłodem czy otaczać kokonem bezpieczeństwa. Tymczasem u Anny Myszkowiak („Te ręce urosły do przytulania”, I miejsce w konkursie) sweter wykonany został z drutu i stalowej wełny, wyraźnie sugerując, że nie będzie w nim przytulnie. Praca artystki jest pojemna w znaczenia. Możemy się zastanawiać, czy ubiór ten jest mieszkaniem dla ciała czy raczej rodzajem więzienia, miejscem cierpienia – skoro artystka zdecydowała się na materię nieprzyjazną skórze. A może wyraża tragedię człowieka niepotrafiącego sięgnąć dotykiem drugiego człowieka – bo rękawy swetra są nienaturalnie długie, sięgają podłogi, ale tytułowych „rąk do przytulenia” darmo szukać?

Ulotność formy, w której istniejemy, zdaje się wyrażać z kolei Konrad Juściński („EXUO – wylinka – exuviae”, II miejsce w konkursie oraz wyróżnienie Urzędu Miasta Poznania). Kierunek interpretacji sugerują znaczenia łacińskich słów „exuo” (pozbywać się, zdejmować) oraz „exuviae” (coś odartego z ciała, resztki pozostające z wylinki). Moją wyobraźnię zajmuje jednak głównie materia, z której praca jest wykonana – usztywnione nasiona popularnego dmuchawca. Pozostawiona po „wylince” (zmianie, przepoczwarzeniu osoby) powłoka wydaje się za chwilę odlecieć z wiatrem – jest nie tylko metaforycznie, ale też dosłownie odcieleśniona, przywołuje na myśl zabawę w dmuchanie tych lotnych nasion, która w tym kontekście prowadzi do myśli o naszej kruchości. Ale myśl moja podąża także ku procesie zmiany osobowości dziejącej się poprzez stopniowe „złuszczanie”, „usuwanie” tego, co nie jest już potrzebne lub co przeszkadza narodzić się innym człowiekiem.

Karolina Piotrowska „zdejmuje” jakby miarę z korpusu człowieka o nieprawidłowej postawie, (która to postawa może wpływać na zdrowie całego ciała) i tworzy dwa gorsety – miękki, zamknięty i sztywny, otwarty. W „Postawie” dostrzegam jednak otwartą na interpretację dwuznaczność: ortopedyczny gorset mający korygować sylwetkę czytam także jako rodzaj przemocy, której często używa się, uzasadniając ją „dobrem” osoby, przyszłą korzyścią, zdrowiem fizycznym czy psychicznym. Praca skłania mnie do pytania, na ile taka przemoc (istniejąca w systemie „opieki” zdrowotnej lub w gabinecie psychoterapeuty czy ze strony rozmaitych wychowawców) jest uprawniona. Kto – tłumacząc to naszym dobrem – próbuje nas włożyć w gorset? I jakie „zdrowe” postawy chce dzięki temu uzyskać?

Łukasz Wojtanowski w pracy wykonanej haftem ręcznym „Kto na mięso armatnie?” (III miejsce w konkursie) ukazuje z kolei uprzedmiotowione ciała mężczyzn, potencjalnie zagrożonych – nomen omen – wcieleniem do wojska. Sam wybór haftu, techniki tradycyjnie kojarzonej z pracami ręcznymi kobiet, wydaje mi się znaczący – to jakby protest „miękkiego”, tego, co w człowieku wymaga ochrony, przeciw bezwzględnej zasadzie traktowania ciał mężczyzn jako „twardych” narzędzi wojny. Artysta przedstawił owo zagrożenie dla męskich ciał poprzez pozostawienie w różnych miejscach haftu zwisających nici – sprawia to wrażenie, jakby ciała przedstawionych postaci „pruły się”. Ten pomysłowy zabieg pobudza moją wyobraźnię: jakże inaczej na przykład w tym kontekście brzmi wyrażenie „pociągać za sznurki”.

Przeciw niewidzialności zapomnianego

Wyjątkowe wrażenie wywarła na mnie praca Bronki Nowickiej (wyróżnienie w konkursie). „Ludzie, z którymi piłam herbatę” pojawiają się w formie zdjęć na zużytych i wysuszonych torebkach po naparze, o różnych odcieniachsepii. Wtopienie portretów w takie tło budzi we mnie skojarzenie z archiwalnymi zdjęciami poległych, zamordowanych lub ze szkolnymi tableaux. Wszystkie one stanowią gesty ocalania od zapomnienia, co też czyni autorka pracy. W instalacji składającej się z kilku stołów mamy, oprócz owych maleńkich zdjęć, daty spotkań, drukowane fragmenty rozmów z tymi osobami oraz rozsypaną suszoną – jeszcze wciąż pachnącą – herbatę. To było dla mnie szczególnie inspirujące, bo – ciekawostka z neurologii – opuszka węchowa w mózgu leży blisko ośrodków odpowiedzialnych za pamięć. Gdzie tu sztuka włókna? Są nim nie tylko delikatne torebki herbaty, ale też przyczepione do nich sznurki, które tutaj splatają się ze sobą, jakby rzeczywiście stanowiły skomplikowaną siatkę „pamiętających” neuronów albo połączone doświadczenia osobiste tworzące tożsamość artystki. Przede wszystkim jednak to delikatna pajęczyna czułej pamięci. Ciepło rytuału picia herbaty z innymi dla mnie było tu odczuwalne.

Podróż do niewidzialności i z powrotem podejmuje Magdalena Ciemierkiewicz w „Zielniku rozproszonym”. Jej haft na historycznym płótnie utkanym kiedyś przez mieszkankę wsi w południowo-wschodniej Polsce jest przywracaniem śladów znikającej ludowej kultury ukraińskiej. Artystka nawiązuje do artefaktów zdeponowanych w magazynach zamkniętego w 1945 roku Regionalnego Ukraińskiego Muzeum Strywihor w Przemyślu. Haft krzyżykowy na tkaninie, zjedzony częściowo przez mole, zostaje odtworzony rękoma artystki w geście odwracania procesu amnezji. Wyeksponowanej tkaninie towarzyszy wideo ukazujące proces wyszywania przy wtórze nucenia dawnych ludowych melodii, które także odchodzą już w zapomnienie. Proces odtwarzania nadwątlonego wzoru na płótnie wydaje mi się nie tylko ocalaniem z niepamięci, ale także pojemną metaforą wiązania losów dzisiejszych generacji z wcześniejszymi, co zanika powoli w późnej nowoczesności. Nić międzypokoleniowa coraz częściej i drastyczniej zostaje zrywana w świecie agresywnej ekspansji technologii i kultu „nowego”. „Zielnik rozproszony” może zachęcać do innej drogi – wyciągania z pudeł, odkurzania, naprawiania „starego” i zszywania tego, co pochodzi z przeszłości, z nową, teraźniejszą opowieścią, by zachować ciągłość kultury.   

„Ta pomięta lista z kieszeni” oraz „Oświadczenie” Katarzyny Witek (Nagroda Rektora UAP) to jeszcze inny sposób ocalania tego, co niewidzialne. Tu nie chodzi o pamięć przeszłości, ale o tę, która dotyczy własnej osobowości. W obu pracach – wyszywane haftem maszynowym teksty splatają ze sobą staranność i niedbalstwo, uosabiając według artystki współistnienie potrzeby uznania i potrzeby autentyczności. Podróż ku sobie, pod prąd oczekiwaniom otoczenia, by zachować siebie i oprzeć się rygorom bycia doskonałym i grzecznym, wyrażona została krzywym ściegiem, jak pismo w zeszytach szkolnych z początków edukacji. Wzruszające jest to pismo, które swoją koślawością i treścią przypomina nam wszystkim, że jesteśmy ułomni, ale to właśnie czyni nas ludźmi. Równie poruszająca jest dla mnie treść „Oświadczenia”: „Zwracam się z prośbą o wyjaśnienie / zwrot / rozpatrzenie / wyrażenie zgody / wymierzenie kary”. Czego zwrot, jakiej zgody i za co kary – pozostawiam do refleksji oglądającym. To pytania z gatunku wyzwalających, autoterapeutycznych.

Wiązanie relacji

Słowo „związek” też ma coś z tkania – tkania relacji. Mówimy o nici porozumienia, o tym, co ludzi łączy, o splecionych rękach zakochanych. Temat ów interesująco przedstawiły artystki z kolektywu IN-SIDE (Dominika Sergiej, Katarzyna Łukaszewicz, Aleksandra Kucewicz-Wasilewska, Beata Bugaj-Tomaszewska) – sam pomysł połączenia twórczych wysiłków we wspólnej pracy stał się takim procesem tkania związków. „Pomiędzy rolkami” to seria listów-obrazów (kwadraty tkaniny zszyte ze sobą w długie pasy) nawiniętych na szpule, które artystki wykonywały co tydzień przez rok. Listy owe stanowią zapis rzeczywistości, ale też ich stanów emocjonalnych danego tygodnia. Ciekawie było popatrzeć na rewers wizualnych listów – różne ściegi, którymi zszywane były poszczególne fragmenty tkanin – tak „szyjemy” nasze relacje z innymi – czasem równym szlaczkiem, czasem krzywym, niespokojnym… Mam jeszcze inne skojarzenie z tytułem pracy. W naprędce kręconych i umieszczanych w internecie rolkach świat jest wykrzywiony. Prawdziwe życie, związki z innymi odbywają się jednak pomiędzy rolkami.

Drugą stronę medalu – ów „brak splotu”, który tworzyłby relację, przedstawia wykonana w technice batiku praca Danuty Owczarek „Komentarz społeczny”. Widzimy na niej dziadka i wnuka, odwróconych od siebie i zapatrzonych w ekrany telefonów – obrazek znany nam z codzienności aż nadto dobrze. Ciekawe jest zderzenie „miękkości” techniki z chłodem bijącym z zerwanej relacji między przedstawionymi osobami. Inspirujący wydaje się tytuł pracy: komentarz umieszczany w internecie daleki jest od nawiązywania (znowu ten splot w słowie) prawdziwych relacji. A widoczność w sieci – z faktycznym dostrzeganiem drugiego człowieka.

Chwycić nić. Opowiadać dalej

Wystawa pokonkursowa „Podróż do niewidzialności” poruszyła mnie jak mało która. Z żalem wybrałam tylko część prac do omówienia, jak i organizatorki ekspozycji z żalem musiały dokonać wyboru tylko części prac na wystawę. „Tkanina artystyczna” albo szerzej – „sztuka włókna” wychodzi z niewidzialności dzięki splataniu technik, które pozostają jednak w służbie znaczeń. Fascynujące w swojej różnorodności drogi twórcze mają moc wiązania sensów i w tym procesie są niesłychanie ekspresyjne i inspirujące. Dzięki podróży poprzez wystawę ku różnym niewidzialnościom nabrałam ochoty, by – chociaż nie jestem artystką wizualną – wyjąć ręczne robótki mojej zmarłej Mamy i dać sobie ponownie szansę poczuć, jak dalej mogę je powiązać (całkiem namacalnie, poprzez fizyczny gest) z moją teraźniejszością.


V Biennale Tkaniny Artystycznej w Poznaniu
Wystawa prac konkursowych Podróż do niewidzialności
Stary Browar, Słodownia +1, 11-24 października 2025 r.

Kuratorka wystawy: Anna Maria Brandys

Aranżacja przestrzeni: Monika Kurmin-Winterhagen

Uczestniczki i uczestnicy wystawy głównej V BTA Podróż do niewidzialności: Tania Bakum, Zuzanna Bandosz, Paulina Buźniak, Marta Chudy, Magdalena Ciemierkiewicz, Julia Gmerek, Magdalena Gołaszewska, Patryk Grochowicki, Kolektyw IN-SIDE, Konrad Juściński, Kamil Kiewel, Małgorzata Mycek, Anna Myszkowiak, Bronka Nowicka, Danuta Owczarek, Karolina Piotrowska, Karolina Piotrowska, Paulina Poczęta, Berenika Pyza, Anka Rynarzewska, Anja Schwörer, Katarzyna Sporn, Cezary Stachura, Aleksandra Stasik, Dorota Taranek, Katarzyna Witek, Katarzyna Witek, Łukasz Wojtanowski, Antonina Zielińska, Konstancja Żynel

Więcej informacji i wydarzenia bieżące: www.btapoznan.pl
Facebook: https://www.facebook.com/btapoznan
Instagram: https://www.instagram.com/biennale.tkaniny.artystycznej/
Youtube: https://www.youtube.com/@btapoznan
Patroni medialni: Wydawnictwo Miejskie Posnania, Radio Afera, TVP3 Poznań

Materiały prasowe i zdjęcia prac dostępne są do pobrania tutaj: https://drive.google.com/drive/folders/1fs8QqwOfiO14tuG8rvey3w_LXPzg_w5w?usp=sharing

Zobacz także:

Po dwóch stronach drogi

Świat, który uleciał na grzbiecie krowy to krótkometrażowy film animowany Wojciecha A. Hoffmanna, którego recepcja – ze względu na jego oryginalną, unikalną formę – znacznie przekracza...