Jaką postawę może przyjąć artysta, aby nie wpaść w pułapkę autokolonizacji, o której wspomina profesor Maciej Kurak w tekście kuratorskim 14. Biennale Grafiki Artystycznej „Import/Eksport”? Aby nie przeszacować wartości obcych wzorców, nie naśladować za wszelką cenę wiodących trendów, powstających w miejscach, które uznaje się za centrum wydarzeń? Wydaje się, że jedynym sposobem jest – przy otwartości na kulturę innych krajów – zachowanie wierności sobie, zaufanie, że szczere zwrócenie się ku wnętrzu może zaowocować sztuką, która znajdzie swój znaczeniowy i emocjonalny rezonans w odbiorcy. Tak można by oglądać wystawę wykładowców Akademii Sztuk Pięknych i Projektowania w Lublanie (ALUO) – jako czerpiącą ze zdobyczy kulturowych innych krajów, ale jednak własną opowieść. Kilka z tych prac szczególnie mnie poruszyło.
Płynne oko obrazu
Już przy wejściu na ekspozycję Admir Ganić zaprasza dźwiękami stonowanej muzyki płynącej z projekcji video From the Depths of the Well. Patrzę w oko studni, w której pojawiają się kolejne grafiki, przepływające jedne w drugie jak w poruszonej, niespokojnej tafli wody. Cyrkularnie powracające obrazy skłaniają do pytań: czy to ja patrzę w oko studni czy oko studni spogląda na mnie? Czy przepływające obrazy to coś, co jest mi dane, czy raczej impulsy wywołujące fale skojarzeń? Czy obrazy wypływają na powierzchnię, czy raczej wciągają mnie w głąb studni? I czym jest studnia? Podświadomością artysty? Zbiornikiem wspomnień? Lustrem, w którym odbijają się własne wspomnienia i impresje odbiorcy?
Sitodruk Ajdy Pogorelec (Bez tytułu) zafascynował mnie efektami świetlnymi uzyskanymi przez zestawienie dwóch „lustrzanych” grafik. Na jednej z nich to, co jasne, jest wypukłe, przez co ciemny owalny obszar wydaje mi się czarną dziurą (jak ta kosmiczna), hipnotycznie wsysającą w swoje wnętrze patrzącego. Na drugiej grafice „jesteśmy” w cieniu, patrzymy jakby z ukrycia, jaskini, a ten sam, owalny obszar emanuje światło, „wyciągając” patrzącego „na zewnątrz”. Gdyby to sobie przełożyć na stany psychiczne, czy ta czarna dziura, która próbuje nas wessać do swojego wnętrza, nie mogłaby wyrażać jakiegoś nieuleczonego fragmentu nas? A w takim razie druga grafika da się interpretować jako odwrócenie rzeczywistości: szukanie światła wyprowadzającego ze stanu cienia?
W „Metamorphosis” Marušy Pajnič wzrok wędruje po akwatincie w trybie wrażeniowym. Czarno-białe rozmyte faktury, przypominające nieco listowie, przez które prześwituje słońce, nie przedstawiają konkretu, są raczej świadectwem niewyraźnego – więc dostępnego dla wszystkich – świata symbolicznego. Dostępnego nie dlatego, że wiemy, do czego się odnosi, lecz dlatego, że nie wiemy. W tym kontekście tytułowe metamorfozy mogą być wszystkim, a rządzi nimi płynność percepcji.









Portrety bolesne
Seria linorytów pt. „Pierwsze cięcie boli najbardziej” Zory Stančič to podwójny zapis: kolejnych etapów twórczego procesu (od pierwszego do ostatniego cięcia), a jednocześnie stanu fizycznego i emocjonalnego osoby, której twarz zostaje okaleczona. Intrygujący tytuł nie musi odnosić się wyłącznie do realnych – kumulujących się w obrazie – okaleczeń. Cykl portretów z nacięciami można czytać jako zapis procesu zmiany, który – jak w realizacji fizycznej grafik – jest z jednej strony procesem kreatywnym, z drugiej – trudnym, bolesnym. Co zatem oznacza fakt, że na ostatnim w cyklu portrecie pod cięciami nie widać już twarzy? Przypomina mi się tutaj emancypacja dzieła w „Portrecie Doriana Graya”, śmierć artysty zabijającego własny obraz. A może znikanie twarzy można czytać jako skutek długo trwającego doświadczenia przemocy? Albo pragnienia schowania się?
Z innym rodzajem portretowania mamy do czynienia u Kaliny Naskovskiej Perne (Bez tytułu). Dzięki zastosowaniu techniki kolagrafii odbity wizerunek niejako „rozpływa się” w plamach. Mamy zarysy twarzy, ale ich płynność naprowadza na skojarzenia z niepewnością, rozpadem lub niestałością ludzkiego oblicza, także tego natury psychicznej. Czy ktoś się za tym wizerunkiem chowa? Czy to swoiste lustro, w którym – przez niekonkretność, brak jasnego konturu – możemy się wszyscy „przejrzeć”? Bo być może wszyscy mamy w sobie pewną płynność osobowości, gotowość do – świadomej lub wymuszonej – przemiany?
Z „bolesnym portretowaniem” mamy do czynienia w akwatintach Niny Munih, obrazujących krwawe miejsca na ciele osoby chorej na atopowe zapalenie skóry. Ekstrapolowanie czerwonych plam na papier nie umniejsza wrażenia bólu, jakiego doświadcza taka osoba, mimo że grafiki nie zawierają żadnych elementów figuratywnych. O umiejscowieniu danej rany na określonej części ciała dowiadujemy się wyłącznie z tytułów (na przykład Above the Upper Lip lub Inner Part of the Left Wrist). Ale właśnie to wyeksponowanie krwawych śladów zdaje się podkreślać, jak bardzo osoba chora na atopowe zapalenie skóry odczuwa swoje ciało poprzez rany i że te rany są doświadczeniem dominującym, być może nawet o charakterze tożsamościowym. Chociaż można by to czytać jeszcze inaczej: „wyjęcie” ran i ich rzut na papier może być aktem wyjścia poza ból, gestem zrzucenia z siebie bolesnej powłoki, pragnieniem, by wreszcie się tej przypadłości pozbyć.






Od fiksacji do iluminacji
Z techniki kolagrafii korzysta także Tinkara Nemec Herkess w Triptych of Fixations. Fiksacje (czymkolwiek jest ich przedmiot/przedmioty, nieoczywisty w grafikach) podkreślone zostały przez umieszczenie na żółtym, jakby oświetlonym, tle czarnych niewyraźnych kształtów, dominujących w obrazach jak groźne cienie w koszmarach dziecka. Obrazy tworzą wrażenie „brudnych”: pełno na nich czarnych plam, śladów, jakby matryca nie została „czysto” przygotowana. Jeśliby pomyśleć o doświadczeniu osoby przeżywającej fiksacje, oddawałoby to być może jej stan koncentracji na wytworach umysłu – ostro odbijających się od tła wyolbrzymionych, wynaturzonych fragmentach rzeczywistości?
Inny stan umysłu przedstawiła w swoich Iluminacjach (linoryty) Helena Tahir. Połączenie czarno-białych i barwnych odbić już na poziomie techniki gra z tytułowym pojęciem. Na jednym z nich fantastyczne, trudne do zidentyfikowania formy zdają się emitować intensywne światło na portret pozbawionego wyraźnej barwy człowieka. Czym jest ta iluminacja, nie wiemy, ale w obrazie odczuwalna jest jej siła. Na drugiej z grafik twarz oświetlana jest jakby od strony patrzącego odbiorcy. Czym tutaj może być iluminacja? Fascynującą zagadką jest także umieszczenie owych obrazów na płaszczyznach przypominających pudełka do składania. Kto znajdzie wyjaśnienie dla tego faktu, przeżyje prawdziwą iluminację.
Europa czy €uropa
Dosadną interpretację hasła tegorocznego Biennale Grafiki – „Import/Eksport” – dał w swojej pracy pt. €urope Viktor Bernik. Atramentowy druk na banknocie o nominale 20 euro przedstawia wędrujące przez nasz kontynent maleńkie postacie – z tobołkami, plecakami, dziećmi. Idą ze wschodu na zachód. Co powoduje ludźmi, że idą w takim właśnie kierunku? Czy myślą, że tam jest owo „centrum”? Czy idą „za chlebem”, za mitycznym wręcz wierzeniem w lepszy ekonomicznie świat, skoro mamy tu do czynienia z €uropą? Na ile Stary Kontynent zmonetyzował całą rzeczywistość, również tę migracyjną? I co by się stało, gdyby nasze drogi prowadziły w różnych kierunkach? Wydaje się to interesującym pytaniem podsumowującym 14. Biennale Grafiki Artystycznej w Poznaniu. Bo przecież ci wędrowcy mogą w swoich tobołkach nieść nie tylko przetrącone życie, zmuszające do wyruszenia w podróż, lecz także niepowtarzalny dorobek twórczy, intelektualny i siłę sprawczą, wzbogacające tych, którzy ustawili siebie w mitycznym centrum – „lepszym” świecie.
Wystawa wykładowców Akademii Sztuk Pięknych i Projektowania w Lublanie (ALUO) w ramach Biennale Grafiki Artystycznej „Import/Eksport” Poznań 2025
Pop Culture Gallery @Stary Browar
10.04. – 04.05.2025.